Pojechałem do dziadków na Bielany co by umyć rower. Później powrót do centrum nasmarować po myjce i z zamiarem machnięcia szosy pojechałem na osiedle. Na drodze wiał wiatr wmordewind więc zwątpiłem i wróciłem na chatę.
Cieplutko. Zrobiłem szosę na osiedle i z powrotem. No i trochę po parku. Niestety od dzisiaj muszę jeździć sam, bo kolega Oskar wywrócił się w parku na asfalt i zdarł sobie rękę. Nie może jeździć. Więc samemu jakoś próbuję. Nawet wyszła średnia pow. 25 km/h.
Słońce nie przyświeciło, więc znowu w długich spodniach trzeba było jechać. Wybraliśmy się z rana, z nudów. Tradycyjna trasa z centrum do parku, z parku do lasu, z lasu na osiedle i z osiedla do domu.
No i udało się wyrwać. Chociaż tylko na godzinkę, bo czas gonił. Znów było gorąco, jak jutro tak będzie, to można by w krótkich spodenkach śmignąć. Trasa pół na pół, najpierw lasek a później na osiedle i z powrotem.
Chodzi mi oczywiście o wiosnę :) Wreszcie można pośmigać z krótkim rękawem. Ale mniejsza. Byliśmy w lasku na rundzie wyścigu. Bardzo ładnie, słońce świeci, cieplutko, zero śniegu. Dużo ludzi jeździło czy chodziło. Cieszy taki widok. Zrobiliśmy też szosę na osiedle i z powrotem do centrum. I takie 2 kursy. Mam nadzieję, że jutro też się uda wyrwać na rower.
Dzisiejszym planem była szosa. Ale przez wiatrzysko nie do zrealizowania niestety. Więc pojechaliśmy do parku, gdzie spotkaliśmy Michała(Morpheo) na trenigu. Pozdrawiam. Później po chwili namysłu pojechaliśmy na osiedle do kolegi. Tak o sobie, bo w parku nie było nic ciekawego. Tylko błoto i śnieg. No i alejka asfaltowa, która robimy zwykle tempówki. Na osiedle prowadzi szosa, wiec mieliśmy trena 2 w 1.