Dzisiaj samemu bo szanownemu Saganowi nie chciało się ruszyć tyłka. Plan był 50 km, ale nie udało się za sprawą padającego deszczu. Najpierw do lasku, dwie rundy. Później tradycyjnie na osiedle. Tam właśnie zaczęło padać więc musiałem wrócić do domu.
Pojechałem do dziadków na Bielany co by umyć rower. Później powrót do centrum nasmarować po myjce i z zamiarem machnięcia szosy pojechałem na osiedle. Na drodze wiał wiatr wmordewind więc zwątpiłem i wróciłem na chatę.
Cieplutko. Zrobiłem szosę na osiedle i z powrotem. No i trochę po parku. Niestety od dzisiaj muszę jeździć sam, bo kolega Oskar wywrócił się w parku na asfalt i zdarł sobie rękę. Nie może jeździć. Więc samemu jakoś próbuję. Nawet wyszła średnia pow. 25 km/h.
Słońce nie przyświeciło, więc znowu w długich spodniach trzeba było jechać. Wybraliśmy się z rana, z nudów. Tradycyjna trasa z centrum do parku, z parku do lasu, z lasu na osiedle i z osiedla do domu.